poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Wielki Dzień

Który dziś? 18 sierpnia
Co dziś? Urodziny Percy'ego <3
Z tej okazji życzę naszemu najkochańszemu synowi Posejdona wszyskiego najlepszego i długiego, szczęśliwego życia z Nico u boku.
A wam, kochani herosi, życzę góry niebieskiego jedzenia i dobrego nastroju w tym wielkim dniu dla naszego fandomu. Niebieskie ciuszki, banan na twarzy i urodzinowe party z niebieskim tortem <3

niedziela, 3 sierpnia 2014

Rozdział VII: Percy

- Leo, jak daleko jeszcze do Nowego Jorku? - musiałem szybko dostać się na Olimp.
- Jeszcze jakieś trzy dni - odpowiedział syn Hefajstosa.
Za długo. Nie mogłem czekać.
Pobiegłem szybko do pokoju Piper. Nie było jej tam. Wpadłem na nią w korytarzu.
- Pipes, tu jesteś - mówiłem z szybkością karabinu. - Potrzebuje twojej pomocy...
- Chodzi o Nico? - zmartwiła się dziewczyna.
- Tak. Muszę się jak najszybciej zobaczyć z twoja matką. Może ty dasz rade ją tu zwołać.
- A co ona ma do tego? - pokręciłem głową na znak, że nie ma czasu na wyjaśnienia. Córka Afrodyty westchnęła. - Zrobię co się da. Wejdź - otworzyła drzwi swojej kajuty.
Usiadła na pryczy, a ja na krześle od biurka. Razem zaczęliśmy modlić się i przyzywać boginie piękności.
Siedzieliśmy tak około godziny.
- To nie ma sensu - odezwała się w końcu Piper.
- Musi być jakiś sposób.
- Po co w ogóle chcesz z nią rozmawiać?
Już miałem odpowiedzieć, gdy nagle między nami pojawiła się piękna kobieta. Udało się.
Nie bawiłem się w żadne przywitania, czy wychwalania Afrodyty. Od razu przeszedłem do sedna.
- Ty to zrobiłaś, prawda? - wyplułem te słowa z pogardą, co na pewno nie pomoże, ale byłem zbyt wściekły, by to przemyśleć. - Czemu?
- Mamo? O czym on mówi? - spytała nic nie rozumiejąca Piper. - Co zrobiłaś? Percy, mówiłeś, że tu chodzi o Nico...
- Bo chodzi - odpowiedziałem, cały czas patrząc na matkę mej przyjaciółki. - Kilka dni temu się obudził... Wszystko pamiętał... A potem... Gdy na stałe odzyskał przytomność... Nic... Pustka... Mogłem się od razu domyślić.
Łzy. Znowu łzy spływały po mej twarzy. Wreszcie wyrzuciłem z siebie moje myśli. Piper patrzyła to na mnie, to na matkę próbując zapewne określić czy bogini mogłaby zrobić coś takiego jej przyjaciołom. Mogłaby. Zrobiła to.
- To by było takie nudne. Obudziłby się i happy end? Musiałam coś zrobić. Miłość i cierpienie idą ze sobą w parze, Percy. Teraz wasze uczucie będzie przepiękne...
- Nie chce, żeby było przepiękne, ani nawet piękne czy ładne - przerwałem jej. - Chcę szczęścia. Swojego i Nico... A może swojego z Nico...
- Biedny mały Percy. Nie zawsze mamy to, czego chcemy - Afrodyta uśmiechnęła się. Przepraszająco czy kpiąco?
- Ty masz - oburzyłem się. - Czy zwrócisz mu pamięć?
- Może tak, a może nie... Może jutro, może za miesiąc, a może nigdy... Zastanowię się nad tym.
- Mamo... - odezwała się zdziwiona Piper. - Mamo, proszę. Nie rób nam tego. Krzywdzisz nas wszystkich. Proszę, niech Nico odzyska pamięć.
- Ach córeczko... Miłość rani. Powinnaś to wiedzieć. Swoją drogą... Co u Jasona? - na twarzy bogini pojawił się łobuzerski uśmiech.
- Proszę, nie... - szepnęła moja przyjaciółka, ale jej matki już nie było. - Lepiej pójdę do Jasona...
Odwróciła się i wybiegła, a ja stałem ze złami w oczach w jej kajucie.
Wiedziałem już co muszę zrobić.
To jedyne wyjście.... A jeśli nie podziała, przynajmniej nie będę musiał patrzeć na jego cierpienia.
Poszedłem jeszcze tylko na chwilę do szpitala. Patrzyłem jak mój ukochany śpi. Niedługo się obudzi i nadal nic nie będzie pamiętał.
W końcu pochyliłem się nad chłopakiem i pocałowałem w usta.
- Przepraszam - szepnąłem i pobiegłem do siebie.

Rozdział VI: Nico

- Ja już muszę iść. Obowiązki wzywają - oznajmiła dziewczyna, która przedstawiła się jako Piper, a potem wyszła machając nam na pożegnanie.
Między mną, a Percym panowała cisza. Cisza opanowała całe pomieszczenie. Kryła się w stoliku w rogu sali, w pościeli sąsiednich łóżek, ale najbardziej dostrzegalna była w nieobecnych oczach Percy'ego.
Chłopak wpatrywał się w sąsiednią pryczę, nieobecny.
Ja zaś byłem dręczony przez jego słowa. "Moje serce jest już zarezerwowane". Przez kogo? Czemu te słowa, aż tak mnie zabolały? Czemu tak się tym przejmuję?
- Nadal nic nie pamiętasz? - w jego głosie brzmiał smutek.
- Nie
Teraz na mnie spojrzał. Jego smutne, zielone oczy spoczęły na mojej twarzy. Wyglądał jakby zaraz miał się popłakać. Czemu tak się przejmujesz?!? - chciałem krzyknąć. - Idź lepiej już do tej swojej wielkiej miłości i już nie wracaj!
Ale nie krzyknąłem. Nie mogłem. Nie umiałem.
- Nic nie rozumiem - zacisnął powieki, przygryzł wargi i pokręcił głową. - Nic nie rozumiem. Kilka dni temu obudziłeś się, wszystko pamiętałeś. Znałeś moje imię. Potem znów zapadłeś w sen. Znów śpiączka. A teraz... Teraz nic nie pamiętasz. Coś tu nie gra. Coś tu, na bogów, jest nie... - przerwał wpół zdania. W jego oczach pojawiła się iskra. Coś mu wpadło do głowy. - Zrobię  wszystko, Nico. Odzyskam twoją pamięć.
Patrzył mi prosto w oczy, jego palce znów oplatały moje dłonie, jak pierwszego dnia, kiedy się przebudziłem. Odzyskał energię. Widać było, że ledwo siedzi na tym stołku.
- Percy? - odezwałem się po chwili. - Nie musisz nic dla mnie robić. Nie musisz tu siedzieć. Masz własne życie. Nie mogę ci go zabierać.
- Wiem, że nie muszę - odpowiedział stanowczo. - ale chcę. Muszę cię odzyskać, Nico. Muszę.
- C-co? - nic nie rozumiałem. w jakim sensie mnie odzyskać?
- Muszę - wyszeptał jeszcze raz, a potem spytał - Czy Piper dawała ci ambrozje?
- Nie, nic mi nie dawała.
Pokiwał głową, po czym poszedł po lekarstwo do stolika, który stal w drugim końcu pokoju. Podał mi je i usiadł.
- Jestem zmęczony, Percy - powiedziałem, gdy przełknąłem słodki smak ambrozji.
- Wiem, Nico, śpij - i siedział. Nie poszedł. To zarazem mnie uszczęśliwiało i irytowało. Czemu?
Mimo, że byłem bardzo śpiący, zaśnięcie zajęło mi trochę czasu. Gdy tak leżałem, czekając na sen, Percy chyba znów pomyślał, że już odpłynąłem. Poczułem na czole jego wilgotne usta.
- Zrobię co się da - wyszeptał.
Może jest szansa. Może jego serce zarezerwowane jest dla mnie?
Dla chorego Nico, który nawet nie zna swego nazwiska? - pomyślałem. - To bez sensu. Kto by mnie chciał? Na pewno nie Percy.
Długo jeszcze balansowałem między jawą, a snem.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mega krótki rozdział. Jednak nie mogłam pisać dalej jako Nico. Prawdziwa zabawa zacznie się w kolejnym rozdziale.

Rozdział V: Percy

Musiałem znów usnąć. Zbudziła mnie czyjaś dłoń na ramieniu. Podniosłem wzrok. Stała nade mną Piper z wyraźnie zatroskanym wzrokiem.
Miejsce na kołdrze Nico, gdzie leżała moja twarz, było mokre? Od śliny, czy od łez?
- Percy, siedzisz przy nim już dwa dni. Idź chociaż coś zjedz i się odśwież - Pipes nie używała czaromowy.
Przez chwilę patrzyłem na nią otumaniony, aż w końcu zdołałem wybełkotać jakąś odpowiedź:
- Nie mogę... Obiecałem, że zostanę.
Córka Afrodyty patrzyła na mnie dłuższą chwilę zanim wreszcie przemówiła.
- Obudził się? - jej pytanie wręcz jaśniało nadzieją.
- On nic nie pamięta, Pirer - wybełkotałem i zanioslem się od płaczu. - Nic nie pamięta. Nic.
Ostatnimi czasy dużo płakałem, ale teraz to już był lament. Lamentowałem nad śpiącym Nico, który stracił pamięć tuż po tym, jak wyznałem mu swą miłość. Czy znów się na to odważę? Nawet nie wiem, czy on mnie kochał. Potem zauważyłem jakie samolubne są me myśli, teraz, kiedy on choruje, walczy o życie, ja przejmuję się swoimi uczuciami, moja rozpacz pogłębiła się. W końcu sam już nie wiedziałem czemu placzę. Wiedziałem tylko, że wypłakuję się w ramię zmartwionej Piper i wciąż powtarzam "Nic nie pamięta. On nie pamięta".
Zanim się uspokoiłem minęła godzina.
- Słuchaj, Percy - przemówiła wreszcie Piper, tym razem swe słowa przyozdobiła czaromową. - Pójdziesz teraz coś zjeść i się odświeżyć, a ja tu zaczekam. W razie, jakby się obudził powiem mu, że cię wygoniłam, żebyś zjadł i, że zaraz przyjdziesz. Zrozumiano?
Pokiwałem głową, rzuciłem jeszcze jedno spojrzenia na śpiącego di Angelo i wyszedłem. Od razu zaczęło targać mną poczucie winy. Złamałem obietnicę. Złamałem obietnicę złożoną JEMU. Nie powinienem tego robić.
Wpadłem do jadalni, chwyciłem jakąś bułkę i wybiegłem, nie zważając na spojrzenia i pytania przyjaciół. Po drodze do kajuty zjadłem bułkę, która okazała się jagodzianką. Szybko zrzuciłem ubranie i wszedłem pod prysznic. Wziąłem szybki prysznic, który i tak był o wiele za długi. woda otrzeźwiła mnie. No właśnie... Nico za wszelką cenę zbiera swe siły, a mi wystarczy jeden prysznic? Gdzie tu sprawiedliwość?
Spod prysznica wybiegłem ślizgając się w drzwiach łazienki. Nie wytarłem się ręcznikiem, żeby było szybciej użyłem swych mocy, by krople wody na mojej skórze oraz włosach wyparowały. Do pokoju dotarłem już całkiem suchy, szybko chwyciłem jakąś koszulkę, spodnie oraz bieliznę i zacząłem się ubierać. Gdy zaciągałem koszulkę przez głowę, już dawno byłem na korytarzu.
Gdy byłem już prawie na miejscu usłyszałem głos mojej przyjaciółki:
- Zaraz przyjdzie, nie martw się - mówiła spokojnie. Ostatnio każdy z nas ograniczył używanie swych mocy, więc głos Pipes nie był wzbogacony czaromową.
- Ale obiecał, obiecał, że zostanie - za to głos Nico był wzbogacony płaczem.
Wyrzuty sumienia stały się nie do wytrzymania. Jak mogłem złamać obietnicę? Jak mogłem go zostawić? Jak mogłem?! Jestem potworem rodem z Tartaru...
- Słuchaj, Nico - mówiłam Piper. - Percy też musi jeść. Cały czas przy tobie siedział. Wiesz ile zajęło mi przekonanie go, żeby poszedł po żarcie?
W tym momencie zdecydowałem się wejść do "szpitala". Młody natychmiast mnie zauważył i troszkę się rozpromienił.
- Przepraszam, że cię zostawiłem - odezwałem się, gdy byłem już przy łóżku syna Hadesa. - Ale rozumiesz... Z Pipes ciężko wygrać.
Dziewczyna szturchnęła mnie w bok i się roześmiała, a ja także pozwoliłem sobie na uśmiech. Natomiast Nico spochmurniał.
- Coś się stało? - spytałem zatroskany.
- Czy wy... Czy wy jesteście parą? - niepewnie odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Nie młody - córka Afrodyty odpowiedziała zanim odzyskałem głos. - Ja już mam chłopaka.
- Poza tym... - dokończyłem za nią. - Moje serce jest już zarezerwowane.
Powiedziałem to z myślą o nim, po czym posłałem mu niewinny uśmiech, ale on jeszcze bardziej posmutniał.